Mój dziwny atak histerii był tak niespodziewany, że zaskoczyłam aż siebie samą. Wystarczyło przeczytać kilka starych sms'ów i ten 'najlepszy' zostawić sobie na koniec i już przez dosłowne dwie godziny histeryzowałam, szlochałam, marudziłam dlaczego nie mam urodzin chociaż co 3 miesiące. Chyba nigdy nie histeryzowałam aż tak bardzo. Nie ma piątku a jednak mam wrażenie, że jestem tak samo smutna jak w każdy piątkowy wieczór.
''to nic'' to wszystko to naprawdę takie małe-duże nic. Obawiam się, że po raz kolejny popadam w coś na wzór otępienia, znowu przyszły granice, które tak niesamowicie łatwo jest pokonać, całkiem nieświadomie. Drażni mnie już niemal to płakanie, tak niewiele trzeba do wywołania. Kilka słów, dosłownie. Przez ten cały czas powinnam sie przecież już zahartować a niekiedy jest gorzej niż wcześniej.
P.S. rozpoczął się marzec, czyli zacznie 'lecieć' już trzeci miesiąc od ostatniej rozmowy, od tego napływu endorfin krążących w ciele spowodowanych tylko jedną osobą.
Skoro jej nie zalezy to chyba mogę ponownie stwierdzić, że jestem bezradna. Ona mnie nie chce, to naprawdę nie moge juz nic zrobić. Nie mam sił walczyc o kogoś, kto nawet nie chce mnie znać. zresztą byłaby to strata czasu ogromna.
''dopóki walczysz jesteś zwycięzcą'' - oczywiście dalej jest na mojej ręce, oczywiście dalej sie z tym niesamowicie zgadzam, ale powstał mały wyjątek, o kogoś kto tak mnie traktuje, szczerze mówiac czyli jak szmate i ostatnie zło na tym świecie, to wątpie aby ktokolwiek sie ze mną nie zgodził. brak tu w tym wszystkim jakiegokolwiek sensu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Thanks!