sobota, 30 listopada 2013

How long have you been gone?

Wracam do siebie. Wiem o tym. To jeszcze nie ten etap, w którym mam kształtować osobę jaką chciałabym być. To ja. Obecna i teraźniejsza. Wiesz czym jestem? Nieuchwytnym i niezdefiniowanym strachem, niepewnością i jeszcze raz strachem. Nigdy nie pokażę i nie uświadomię nikomu tego kim jest. Czym, to już wiemy. Ale kim?
Zatopię się w oceanie. Morze chyba bym udźwignęła, lecz nie ocean. Nie wiem tylko czy wtedy aby ból, chociażby ten w klatce piersiowej, nie nasilił się. Przecież zatonę jak w tych łzach. Dostanę ostatnich dreszczy, a potem odejdę. Zniknę. Naprawdę zatonę. I już nigdy nie zobaczysz przygryzam wargę, jak poprawiam włosy, jak nakładam uśmiech na twarz, gdy ktoś o to prosi. Nie zwrócisz mi uwagi, że zdzieram skórę z palców. Już nigdy nie zobaczysz, jak powoli wpadam w stan otępienia i wkraczam w swój świat, zostawiając Ciebie za sobą. Już nigdy nie usłyszysz jak się śmieje, albo narzekam. Nigdy nie dowiesz się jak gram na pianinie, nie usłyszysz brzmienia strun spod moich dłoni. Nigdy nie będziesz mógł wodzić delikatnie, najdelikatniej palcem po mojej skórze. Nigdy nie przytulisz mnie, czekając aż rytm serca się wyrówna. Nie wpleciesz dłoni w moje długie włosy. Nie dostrzeżesz drobnych zmarszczek, nowych blizn, nie dowiesz się gdzie zrobiłam tatuaż. Nie opowiem już ani jednej historii o tym jak mnie ktoś skrzywdził.
Już nikt mnie nie dotknie, nie zrani, nie uszczęśliwi, nie będzie bólu. Ja i moja nicość z domieszką malutkiej, zimnej łzy.
Nawet nie zorientujesz się jak długo mnie nie ma. Zapomnisz. Wszyscy zapominają. A ja tak kurczowo się wszystkiego czepiam, aby zachować świadomość pomiędzy  pierwszą a drugą łzą i lekko sączącą się krwią z ust. Gdzieś w między czasie. Czuję jak duszę się i powoli rozpadam, może nawet ulegam zniszczeniu, tam głęboko w środku. Świadoma swego istnienia i bólu. Nie wiem czy jest sens prosić o cokolwiek. Chciałabym zrozumienia, lecz na to nie mam co liczyć. Życzyłabym sobie wyrozumiałości, ale tego nie ma. Nie widzę. A rozglądam się wyjątkowo uważnie. Ja zniknę, a Ty nawet nie zauważysz. 

piątek, 22 listopada 2013

Z bólu i krwi powstaje ideał
Każdy, czyli powszechność. Normy, zasady lub ich brak. Przekonania i odgórnie powiedziane ''powinno się''. Chyba spasuję. Spokojnie, możecie dalej mówić mi, abym wyszła ze swojego świata. Ale nie widzicie najważniejszego. To mój świat. Tylko mój. I jeśli tak chce spędzić statystycznie moje najlepsze lata to tylko i wyłącznie jest mój wybór. Gdy dojdzie do żalu - będzie on tylko mój. Tak samo jak Ty. Nieistniejący, wciąż nieuchwytny ideał, zrodzony z pewnych przekonań, zlepków wyobrażeń oraz zasłyszanych historii. A Ciebie nawet nie ma. Ty nie istniejesz. Osobisty absurd samotności. 

sobota, 16 listopada 2013

That's why I'm gone

Nie było jej kilka lat, kilka miesięcy, może dni. Nie było jej chwilę, a twierdziła, że będzie na zawsze. To o tym piekle mówiła. Kiedy ktoś odchodzi, nagle jest wszystkim czego potrzebujesz. A potem mówisz; Nie, nie zasługuję na to. Mówisz to sobie, aby za chwilę pomyśleć, nie, tak tylko sobie wmawiam. Przecież w zamyśle chce się być dobrym. Udało się, czy nie? 
Aby coś osiągnąć, trzeba bardzo mocno chcieć, a ja chyba nie chcę wystarczająco. Lecz nie lubię podstaw, resztek, zwyczajów i nudy. Chcę to czego mieć nie mogę, a gdy to już mam - cel osiągnięty, więcej mi nie trzeba. Podane na tacy, już tak nie zachęca, nie kusi, nie doprowadza do szaleństwa rozkoszy pragnienia.
To nic, że to sen. Najważniejsze, iż śnisz. Wpadasz w inną przestrzeń, nigdy taką samą, a zawsze cudowną. Skąpaną w strachu, euforii lub przyjemności.
Znam za dużo historii, zbyt wiele twarzy, kłamstw, komplementów, a za mało ciał ludzkich, ciepłego dotyku, objęcia ramionami i pocałunków w szyję. Dlatego za każdym razem przeżywam wachlarz pozytywnych uczuć, kiedy czuć czyjąś obecność, choć nie daję tego po sobie poznać. Cieszę się w ciszy. I w ciszy odchodzę. Znikam sobie.
Żegnajcie. 

sobota, 9 listopada 2013

Oh you. such a bad, bad girl

Przyznaję. Mam problem. O ile nie występuje w liczbie mnogiej i nie są to problemy. Chyba stawiam na to drugie. Nie wiem czy to wynika z mojej pięciokrotnej podzielności ciała i duszy. Naprawdę nie wiem. Wydaje mi się, że zdążyłam już siebie poznać na tyle, by móc wiedzieć co jest moje. Takie moje, naprawdę. Co robię, a czego nie. Co lubię, a czego nie. Co mnie drażni, a co pociąga.
A tu taka niespodzianka. Zupełnie tego nie przewidziałam. Bo to zwyczajnie nie było w planach, nawet możliwościach! Trzeba nad tym zapanować, gdzie sama myśl wydaje się trudna w realizacji... Całe szczęście, albo tylko połowa, że dzięki temu jestem w stanie zrozumieć istotę dystansu, który tworzę między ludźmi. Moje słabości wprowadzą mnie do 9 kręgu, już gdzieś się tułam w przedsionku, widzę to. A przede wszystkim czuję.
Szczerze? Wolę kiedy jest źle. Mam punkt zaczepienia, wiem jak jest. A teraz jest nijako. Tak pusto, zwyczajnie, nudno.


// Chciałabym mieć Ciebie na własność, ominąć etap niepewności. I być obok.