niedziela, 27 lutego 2011

Wspomnij sobie...


Wspominam tym zdjęcie Sylwestra/Nowy Rok. 
Od 19 się zaczęło, potem jakoś 21 po prostu sylwester z komputerem i emocjonującymi rozmowami na gadu. Nie ma to jak 3 minuty przed 12 jeszcze nie móc się pożegnać, żeby wyjść. Potem te naście minut z aparatem w ręku. tak zaczęłam nowy rok. bez nikogo przy boku, właśnie z aparatem.  Teraz jestem z tego mega szczęśliwa, bo teraz jest zimno i nie ma za bardzo co obfocić, a po operacji nawet chodzić nie będę mogła, a co dopiero wyginać się z aparatem. Dlatego cieszę sie, że tak go zaczęłam. 
Potem po 1 telefon od tego niesamowitego małego stwora <3 no i tylko do 3 . Następne dwie godziny na gadaniu o wszystkim i o niczym. I wiesz co? Osobiscie chciałabym gnastępnego spędzić tam, z Tobą, z całą resztą. Chciałabym, naprawdę.
Cieszę się w sumie sama z siebie, że mimo tej całej nienawiści, awersji, złości i wszystkiego innego potrafie zauwazyć i docenić ;  mam nadzieje, że należycie,  bo miałabym problem gdybym skupiła się jedynie na złych emocjach jakie mną targają. A jednak obok nich jest ten płomyczek szczęścia, jednak jest... 
To niesamowite, nieopisane uczucie widzieć, że ktoś chce mi pomóc i (akurat jej) się udaje tego dokonać. 
Jestem bardzo wdzięczna za to wszystko, bardzo. 

Może miał rację, mówiąc, że On ma mnie dość... mimo tych dwóch miesięcy.
Bo kiedy rozłożyć to na logiczne myślenie, zależało i dalej mi zależy, co mam na to poradzic? ale ... no cóż. przyznaję się, do tego tematu jeszcze nie jestem gotowa.  

skarbie, odsuń się, ociekasz fałszem...


Zastanawiam się czy ja chcę to wszystko jednak zakończyć. Mimo tego całego fałszu, tylu kłamstw, słów, które raniły przecież to wtedy miało miano przyjaźni... No... i ja sama obiecałam jej nie zostawić, choć teraz zastanawiam się nad głębszym znaczeniem tych słów. A dochodzę tylko do wniosku, że one nic nie znaczyły, już żadne słowa nic nie mogą znaczyć. 
Popełniłabym najgorszy z błędów, mówiąc, że właśnie teraz nie mam nikogo. 
Wieczory są magiczne. Mają w sobie niesamowitą moc przekazu i całe dobro je wypełnia.
Jestem niesamowicie wdzięczna za wczorajszo-dzisiejszą rozmowe. Takie rozmowy powinnam prowadzić z kimś innym, podobno. 
Ale ja nic nie powinnam i okazuje się, że jednak na świecie są jeszcze ludzie, którzy chcą, a nawet potrafią, nawet mi, pomóc. 
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że dzięki jednej osobie poznałam kolejne, cudowne osoby. 
Może nie zawsze jest dobrze, nie zawsze sie dogadujemy, ale dzięki szczerości i prawdziwemu obliczu potrafimy się zjednać i pomóc sobie. Potrafimy przeżyć sylwestra przed komputerem, potrafimy rozmawiać od 1 do 3 w nocy. raz gadać o strefach intymnych a za chwile o współczuciu i miłości. 
Dziękuje za wieczór. bardzo. 

sobota, 26 lutego 2011

Możesz to zignorować, naprawdę



Gdyby Ci naprawdę na mnie zależało to wiedziałbyś/wiedziałabyś, że moja osoba wymaga bezinteresownej miłości, bez niej jest bardzo słaba. Jakbyś zauważył, silna nie jestem. Już wiesz dlaczego? To dobrze. To naprawdę dobrze. 
Teraz każdy chciałby mieć obok siebie kogoś cudownego, kogoś kto wie o czym myślisz nawet Ci o tym nie mówiąc, kogoś kto wie kiedy masz doła, kiedy ociekasz sarkazmem, ktoś kto potrafi wychwycić w twoim głosie nutę rozpaczy. Każdy chce też, aby sie o niego starano, angażowało się w jego sprawy i potrafiono pomóc.
Jaka szkoda, że tak się o tą przyjaciółkę starałam, obiecałam, że jej nie zostawię, tyle sie angażowałam, wiem o niej tyle rzeczy... a już mija rok i każdy telefon wykonałam ja, zawsze pierwsza na komunikatorze pisałam ja, łapke na zgode ja wyciągałam, ja przepraszałam, ja wysłuchiwałam, ja sie troiłam, żeby znaleźć dobre wyjście z sytuacji. A teraz pytam się siebie sama : a kurwa warto było? 
Nie, nie było to nic warte. Nawet te łzy wywołane rozmowami z nią, były przesiąknięte żalem, rozpaczą i smutkiem. Nawet moje łzy to wszystko 'wiedziały'. Tylko po co ja to tak wszystko przezywam? Po co komu, do cholery jasnej przyjaciółka? pff. ale mi przyjaciółka, przeciez ja jestem od niej 350 km. i oczywiście zdawałam sobie sprawe, że nigdy nie bede najwyższą półką, ale jestem zdania, że każdemu człowiekowi nalezy się w życiu troche dobra i pomocy od drugiej osoby. 
Jak widać, dobro nie przychodzi ze zdwojona siłą, czy jakoś tak. 
No to rad, pomocy, dobra... nie będzie. skoro przez rok sie wysilałam i robiłam co tylko mogłam, to teraz mam wolne, dobra? bo nie mam siły. nie ma miłości- nie ma siły. proste, czyż nie?. czyż nie ociekam awersją, furią i nienawiścią?. Owszem. Nawet bez tych czynników mnie nie pokochasz. bo Ci sie najzwyczajniej w świecie nie chce. 



Nie ma to jak rozpłakać się w czwartkowy wieczór 3 razy w ciągu kilkudziesięciu minut. W tym tylko raz z powodu melodi, którą usłyszałam podczas odcinka House'a. Wszystko jest teraz gdzieś tam, porozrzucane w bardzo wielu kawałkach. Po Nim zostały mi tylko zapisane zdjęcia, coraz słabsze wspomnienia Jego głosu. Na domiar złego nawet z jednego gg archiwum mi poszło, bo mój profil się uszkodził. cudownie czyż nie? Niedługo już nic mi nie zostanie. Potem w snach będzie wyglądał zupełnie inaczej, będzie miał inny głos oraz inne teksty. I już nigdy więcej nie przeczytam ''sorry, zamuliłem : * <33''... 

''nie jakby ktoś odszedł...ale jakby ktoś  ... umarł'' 

wtorek, 22 lutego 2011

Ludzie się zmieniają...





















od około marca 2010 do lutego 2011. tutaj przykład mój, zmian zewnętrznych. Jednak wewnętrzne zmiany są o wiele wiele większe. a nawet dzisiaj byłam przez ten moment szczęśliwa szczęściem innej osoby, czego przed rokiem nawet nie dane mi było myśleć o czymś takim. I to właśnie rok temu poznałam tego małego rudego stworka, z którym teraz mi nie najlepiej. W kwietniu zaś On się napatoczył, w lipcu chciałam jechać do Solca, 9 sierpnia zaś 'kolekcja powiększyła się'. We wrześniu, też, o jedną osobę, która teraz jest mi niesamowicie ważna, jestem jej mega wdzięczna za ten poświęcony dla mnie czas, za wszystkie słowa, nawet te które niekiedy miałam za złe. Mam nadzieję, że zobaczymy się w wakacje. 
Nazywam ich kolekcją, bo oni wszyscy, również każdy z osobna jest wyjątkowy, niepowtarzalny, niesamowity. A ja sama wśród nich, jestem zupełnie nikim. Możnaby uznać, że bardzo się różnimy, ale to właśnie im od czasu do czasu udawało się znaleźć dla mnie czas i dzielić akurat ze mną, pewne chwile. Nie wyobrażam sobie ubiegłego roku inaczej, niż w ich 'towarzystwie'. Nie mam pojęcia co mogłabym robić. Nawet nie jestem ciekawa jak wyglądałoby wtedy moje życie. nie, nie jestem. Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że raczej niczego nie żałuje. Może mogłam postawić siebie w zupełnie innym, lepszym świetle, jednak myślę, że mimo to wszechmogący internet to wtedy okropnie kłamałabym. I sądzę też, że to dobrze jak oni wiedzą, że wcale nie zawsze jestem taka miła, cudowna, pomocna czy kochana, o ile kiedykolwiek można byłoby przypisać mi którąkolwiek z tych cech. 
Dziękuję nie tylko im, ale także sobie, że zaszło we mnie tyle zmian, że potrafię teraz przeżywać wszystko w sobie, w środku nie wylewając głupot na fbl jak skończona idiotka.  Być może 3/4 osób z mojej kolekcji, tak ocieka kłamstwem, że mogłabym chcieć uciec - jest mi stosunkowo dobrze. mogą nawet kłamać. 
Rzadko, ale jednak, zdarza mi się tęsknić za tym prawdziwym światem. Mimo wszystko świadoma byłam wszystkich możliwych scenariuszy. Na pewno, któryś z nich się właśnie realizuję. 
Nie żałuję nawet, że Go poznałam, jestem wręcz losowi niesamowicie wdzięczna, bo nauczył mnie czekać wytrwale, doprowadzał do łez szczęścia, do bólu policzków podczas rozmów od uśmiechania się. Nauczył mnie też radzić sobie z nowym rodzajem bólu, który wcale nie zelżał, tylko może to właśnie ja sama stałam się nieco silniejsza. Nie jestem na siebie nawet zła za to uczucie do Niego. A nawet z jednej strony to dobrze, że nie 'znamy się' ''normalnie''. Nie jestem masochistką ale dawkował i dawkuje mi odpowiednią dawkę bólu. Przynajmniej nie mam czego przywoływać do swoich myśli... 
Mijają dwa miesiące już niemal odkąd ostatni raz go słyszałam, ale wciąż nie wypowiem za nic na głos  
 ''Żegnaj''

piątek, 18 lutego 2011

Łzy mi pozamarzały...

Proszę, niech miną te dreszcze, te łzy stojące jeszcze w oczach, niech nagle wyschną, bo już wiem, że i tak spłyną, tak po prostu, ocierając sie o spuchnięte oczy i gorące lica... proszę też, aby tak jak te łzy dzisiejsze, które zamarzły na mrozie tak samo stanął czas ; ja przeniosę się do lepszych czasów i znów go uruchomimy.
Wiedz też, że gdybym Cie wpuściła do swojej głowy, po 7 sekundach krzyczałbyś i wił się w agonii, do tego prosząc abyś mógł się stąd wydostać. nawet moge Ci to obiecać. a moje usta już nie wytrzymają, ich ciągłego przygryzania z bólu, ta krew nawet nie smakuje endorfinami, smakuje czystym bólem. a teraz wcale nie żartuję.

czwartek, 17 lutego 2011

Our love was strong...

To było niesamowicie dobre pytanie - czy ja jestem szczęśliwa? no to odpowiadam : ''ważne, zeby inni byli szczęśliwi. ja jestem tylko jednym małym dojrzewającym drzewkiem w porównaniu z całym wielkim lasem przeciez''  Na co nie dostałam żadnej konkretnej odpowiedzi czy odzewu, cokolwiek. Teraz tak zastanawiam sie czy to aby dobrze, że inni są tacy ważni, a ja sama nawet ani troche szczęśliwa nie jestem. Ciągle, za każdym razem kiedy próbuję dokleić sobie skrzydła ze szczęścia, zawsze, ale to zawsze upadam po jednym czy dwóch ruchach tych marnych skrzydeł. Bo jak widać samo szczęście innych nie wystarcza, aby być samemu stuprocentowo szczęśliwym. Okazuje sie tez, że nie jestem ani troche silna, bo nagle to wszystko wyparowało. Niemal nienawidzę. niemal bo nienawiść okazuje się nawet gorącym uczuciem, a tak bardzo nie chce ich dwojga darzyc gorącym, silnym uczuciem. Żyłam w tak wielkim, niewyobrażalnie wielkim fałszu, że to mnie zaczyna niekiedy przerażać. Od zawsze uważałam, że to jak ona nie ma czasu, ochoty, zamiaru czy czegokolwiek innego aby ze mną rozmawiać to jest to normalne. Jest mi tego tak szkoda, że nie widze sensu o tym wspominac. może kiedyś to z siebie wszystko wyrzuce, może. Może ktoś mnie bezinteresownie, tak po prostu pokocha i bede wiedziała co to jest szczęście. O tych dwóch rzeczach marzę. 

środa, 16 lutego 2011

I'm not a star, but call me the Sun...

Takiej prawdziwej rozmowy właśnie chciałam. Moje prośby chyba zostały jednak wysłuchane. Słyszeć, u bliskiej ci osoby nutę zamartwiania się o ciebie i niechęci zranienia czymkolwiek,  to właśnie coś czego jeszcze nigdy wcześniej nie słyszałam, więc jestem bardzo Jej wdzięczna, dziękuję. Było cudownie usłyszeć słowa na temat mojego fałszu i rzępolenia na gitarze i pianinie. Słowa, które bynajmniej brzmiały szczerze. To wszystko było takie...nowe. Troche przynajmniej przejrzałam na oczy, widzę teraz to wszystko co wcześniej bagatelizowałam a okazuje się, że było naprawdę istotne. Bede mega mega przeszczęśliwa jak przyjedziesz do mnie. 

niedziela, 13 lutego 2011

To co? Już mamy się żegnać?

Cała ta moja produkcja jest na nic. ''to zaakceptuj to co masz'' jakbym miała, to byłabym przeszczęśliwa. Ten haczyk polega właśnie w nicnieposiadaniu. ale coś na siebie wymyślę. Może to kolejny raz nie bedzie popis mojej elokwencji, ale cóż poradzić, robić coś muszę. Jednak powtórze się po raz kolejny, nie jestem gotowa nawet nieoficjalnie się z Tobą ; z Wami obojgiem pożegnać. Przecież wy musicie ze mną być, musicie. ja tak proszę... A skoro nie jestem gotowa to nie bede sie żegnać. Nic nie będę. Ograniczenia czas wprowadzić. I wcale nie robie sie wredna. To wy nie chcecie mi pomóc. ale na to też nie mam jeszczes sposobu. wybacz. ale nikt nie obiecywał, że bede super, miła, inteligentna, cudowna i kochana. nikt, ale to nikt. a ja nawet przed tym ostrzegałam. 

piątek, 11 lutego 2011

Permamentny stan.

Przecież wcale nie mam przygryzionej wargi, z której już wyczuwam krew, wcale a wcale o Nim  nie myślę i nie martwię się o to czy aby nie jest Mu źle, w ogóle nic nie obchodzi mnie czy jakoś sobie radzi czy nie, do głowy mi nawet nie przychodzi, aby się zadręczać czy 'wróci'. jaka szkoda tylko, że to same kłamstwa. Z dokładnością atomowej sekundy globalnej, to naprawdę tylko kłamstwa. Których nawet ja sama nie mam siły sobie wmówić. Przez granice niespokoinych krain płyną nowotwory szalonego gniewu. Miną wieki zanim On wróci. A ja, ja sama nie mam paranormalnych umiejętności żyć wiecznie, choć nie wiem czy nawet chciałabym. Cierpieć wiecznie to nie jest szczyt moich marzeń. Ale to on sprawia, że kiedy wtedy w niedziele, o 17 zadzwonił i zamiast się ze mną normalnie przywitać mówi, że nic nie pił mam taki uśmiech na twarzy, że nie sądziłam, iż można się tak szeroko uśmiechać. Samo to, że zadzwonił wtedy, spowodowało mimowolne przyspieszenie serca. a to tylko drobne szczegóły. przecież to nieistotne nawet jest. Nic nie jest już w tym świecie ważne. Nawet Twój przyjaciel może nie wiedzieć, że w piątkowe wieczory zawsze masz doła i właśnie wtedy jest potrzebny. I nie wie...

czwartek, 10 lutego 2011

Naprawdę nie zdajesz sobie z tego sprawy...

To taki totalny olew, jakby. Ja widzę, ze coś Ci jest nie tak, ale i tak nie chcesz pogadać o tym. Chyba nawet nie mam co słuchać ire ire ire czekajac aż nie odbierzesz. Martwię się, ale kogo to teraz obchodzi. Kogo ja obchodzę? Może wcale wyjde i nie bede myśleć o powrocie? chcecie tak? też sie nad tym zastanawiam teraz. no i  dziekuje kochani przyjaciele :* naprawdę za wszystko, nie wiem co bym bez was zrobiła...            

Gdybyście naprawdę mnie znali...

Wiedzielibyście, że nie potrafię na okrągło obrać jabłka, wychodzi mi tylko na kwadratowo i to tylko jeśli odwrotnie trzymam nóż, to samo dotyczy ziemniaków, których już nawet nie obieram bo zostaje jedynie 1/4 z dużych ziemniaków... Mam lewą stope nieco mniejszą od prawej przez co moje fioletowe nike dzisiaj kolejny raz rozdarły mi pięte, która zaowocowała krwią. Wiedzielibyście też, że w błyskawicznym tempie przywiązuje się do ludzi. Też, że już tyle czasu chcę rzucić gitarę... czego uczynić zaś, nie mogę..., że już chyba od półtora roku się odchudzam a waga idzie mi tylko w góre. także genialnie mi to wychodzi. Wiedzielibyście też, jak ten mały, rudy, w panterkę stworek jest ważny, jak cudowny, jak prawdziwy, jak kochany i, choćbyście dawali mi miliony i tak wybrałabym minutę z nią niż te zwykłe, nic nie warte pieniądze. gdzie ani na jedno ani na drugie i tak nigdy nie zasłużę. Samo to graniczy z cudem. A wczoraj nawet poczułam się jak jedna z bohaterek pewnych książek. Użyłam nawet tych samych słów. No i lubię, wręcz jestem zauroczona oglądaniem 'Wpadki' do pewnego momentu, póki On jeszcze żyje... No a tak nawiasem mówiąc to naprawdę wątpie, że mi się kiedyś w życiu poszczęści, dziennikarskimi studiami, mężem, rodziną i codziennym uśmiechem na twarzy. tak bardzo w to wątpie, że aż niekiedy przestaje o tym marzyć. Tak chciałabym, aby było szczęśliwie. A pod moją osobistą definicją szczęścia kryje się szczęściej tej małej, rudej i Jego. Może jestem psychicznie chora, ale nie dbam o to w tej chwili. A skoro to nasuwa Ci sie na myśl to naprawdę mnie nie znasz.

środa, 9 lutego 2011

To ja płonę.

Czuję się taka...pusta. Niby próżnia, a jednak przepełniona mnóstwem, nie zawsze koniecznych i potrzebnych rzeczy. Ale mnie już nie łatwo tak oszukać, więc choćby można byłoby spodziewać się, że po prostu to tylko przypadek, że właśnie wtedy kiedy zawsze do Ciebie dzwonie to nie możesz odebrać to moim zdaniem to jest naprawdę bardzo mało prawdopodobne. Ale kiedy już zostaną same resztki mnie, niech nikt nie ma do mnie pretensji, że ulatniam się do powietrza bo to wy, nikt z was nawet nie próbuje mnie zrozumieć, czy pomóc. mały haczyk to tylko to, że albo bierzesz mnie w całym pakiecie albo wcale. Czy to nie głupie wręcz, że wszyscy korzystają z opcji drugiej ''wcale''. zadziwiająco głupie. Naprawdę mam dość tego wszystkiego. Czasem zastanawiam się po co 'wam' dałam tu adres. Ależ byłam głupia spodziewając się jakiegokolwiek odzewu z waszej strony. Przewyższam głupotą moje brudne i zniszczone trampki po prostu. dziękuje wam kochani :*





poniedziałek, 7 lutego 2011

Wędrówką życie jest człowieka

a teraz nie śnią mi się jakieś bardzo nierealne rzeczy, tylko rzeczy w sumie proste ale i tak ich nie robisz, a w moim śnie zwyczajnie do mnie napisałeś, tak po prostu i wtedy przyszła 5:40 o której sie obudziłam i od której śmigam na nogach. Nawet nie próbowałam zasnąć, skoro wiedziałam, że i tak nie zasnę. Okropnie bolał mnie dzisiaj brzuch, chyba każdego dnia bede dziekować rodzicom, że mieszkam 100 metrów od szkoły niecałe pewnie i na przerwie moge isć do domu. naprawdę : dziękuję. Przede mną szpital, nie zaczełam sie jeszcze pakować. A w ogóle zacznę?. Przecież nie jestem na nic takiego gotowa. Nawet psychicznie nie trafiało do mnie wczoraj, że to bedzie szpital, Ełk, artroskopia. a mogę z tego wszystkiego zrezygnować może? z tego bólu w klatce piersiowej też poproszę, mogę?.  mogę przestać istnieć? skoro nie mam kontaktu z najwspanialszymi ludźmi jakich poznałam to po co mam 'być'? przecież to nieistotne teraz jest czy ja bede czy też nie. nic nie jest już istotne, nawet to czy jestem coś warta. to nic. naprawdę. co nie zmienia faktu, że kocham, tęsknie, cierpię i często mam wszystkiego dość. ale to przecież jest dla wszystkich nic, że ja cokolwiek czuje i tez chciałabym coś od kogoś dostać. 

niedziela, 6 lutego 2011

Ostatnie sekundy życia.

Zbyt dużo mi się nagle na mnie zwaliło, chciałabym zrobić sobie włącznik i wyłącznik siebie samej. Ale wiesz co? Gdybym na chwilę obecną miałabym przestać istnieć  w ostatniej sekundzie swojego życia chciałabym widzieć Jego uśmiechnięta twarz i nic więcej, naprawdę. to wszystko czego bym chciała. Już całkiem dawno nie trzęsłam się aż tak ze strachu. Tyle okropnych scenariuszy mi się nasuwało do głowy, w ogóle nie mogłam zasnąć, nie wiem jak mi się to udało potem. Znowu nie jestem gotowa na nic. Ani na kolejny dzień niewiedzy co u Ciebie poza ''spoko:d'' bo uwierz, to nie mówi mi zbyt wiele... Ani na przygotowanie się na cała tą operacje, ani na późniejsze rehabilitacje, ani na te lata przede mną skutków całego zajścia. Naprawdę nie jestem na nic gotowa. Marzyłabym o kimś, kto mógłby mnie teraz wesprzeć, ale tego nie robię. Nie proszę też, bo nie chce litości, tylko prawdziwej przyjacielskiej miłości i troski. A to co dzisiaj zaszło wzbudziło tylko ogromną nienawiść do was, nie tego akurat sie spodziewałam, ale kolejny raz musiałam być kimś kim w ogóle nie jestem i dawałam z siebie wszystko, żeby tylko nie wyjść. a co do moich granic, które wczoraj przekroczyłam nie spowodowały mojego upadku, tylko takowe osunięcie się mojego niestałego gruntu i teraz wiszę między gruntem a otchłanią i wyjścia są dwa: albo ktoś mi pomoże powrócić na grunt albo spadnę i to będzie koniec. z tymczasowym stanem 95% to opcja druga bo nie ma tego 'ktosia'.
Mam ochotę wyłożyć na stół tysiące przekleństw jak mi jest źle, jak nienawidzę ludzi, jak wszyscy są bezdusznymi egoistami, ale nawet na to nie mam siły.



piątek, 4 lutego 2011

I'm not ready

Nie jestem gotowa na pogodzenie się, że być może bedziesz już niedługo jeszcze bardziej niedostępny niż do tej pory, że będziesz czyjś. Możnaby pomyśleć, że się łudzę, że coś będzie czy coś. Rzecz cała właśnie w tym, że ja jestem w pełni świadoma, że nic takiego nie będzie. nigdy. i ja to wiem. ja to wszystko wiem. Łudzę się jedynie, że sobie nie wiem jakim 18 cudem przypomnisz, kim jestem i jakie słowa padły w listopadzie. cokolwiek przypomnisz. Tym razem jest mi po prostu trudniej czekać niż zwykle, teraz chyba nie ma Cie najdłużej ze wszystkich ''przerw'' ale przecież zawsze wracałeś, a teraz tak długo nie wracasz. nie wiem nawet czym tym razem zawiniłam, nie wiem po prostu. Może to głupie, ale nie dbam o to kiedy dalej pielęgnuję to uczucie, boję się każdego dnia, że ono przez coś zniknie, a tak bardzo chcę, żeby we mnie dalej trwało, że aż ociekam strachem... i po ostatnich palcach spływają mi te wszystkie kłamstwa, mówione innym,  że jest okay i przecież dam rade, bo jak to inaczej... to wszystko wymaga ode mnie dużo siły, ale nie jestem jeszcze gotowa na bezpowrotne stracenie czegoś, a raczej kogoś, kto nigdy nie był mój. 

it's coming down down down

po południu byłam z mamą w salonie kosmetycznym, do którego zawsze chodzimy i kończyli mi tatuaż, który zajmował mi całe plecy, ale dalej miałam 14 lat i ten swój zagracony pokój przeciez. mama siedziała ze mną i trzymała mnie za rękę, choć nie bolało. dziwne, że na moich plecach widniał teraz murzyn z kaloryferem i rozpiętymi nieco spodniami(nie wiem czemu tak, wiem paranoja) i kolejnego dnia budze sie około 5 rano i 10 po 5 są już u mnie chyba wszystkie dziewczyny z klasy i gadałyśmy o tym co u nas, o moim tatuażu na plecach i o tym, że ja sie tak panicznie boję wrócić do szkoły, na co potem nie wiem skąd i jakim cudem znalazłam się we Francji albo we Włoszech w szpitalu, gdzie panowała straszna epidemia i było tak takie dziecko na pierwszym z brzega łóżku, wielkości pulchnej świnki morskiej i KaroL wymyśliła sposób na wyleczenie tego dziecka, my tu leczymy dziecko i KaroL mi mówi, że On tu leży też... ale nie mogłam wejść. A po chwili on wychodzi w tych swoich rurkach, bez koszulki i oznajmia tu wszystkim, że się świetnie czuje, a jakaś dziewczyna strasznie panikowała, że nie ma jak dotrzeć do Stolicy, a zaczynają jej się pierwsze wykłady na studiach i nie może sie na nie spóźnić, więc wszyscy szukaliśmy sposobu jak jej pomóc, potem sie okazało, że przecież ja też muszę do domu wrócić, żeby iść do szkoły i tu nagle zmiana scenerii i stoję z Nim wokół jakiś dziwnych ludzi w domu na wsi, w ostatnim pokoju u mojej cioci, w pokoju jest ciemno i wyglądamy przez okno a tam widać coś w rodzaju powierzchni jakiejś niewiadomej planety to było dziwne, naprawdę. i nie wiem co spowodowało dalszy ciąg wydarzeń, ale znalazłam się w jego ramionach, słysząc i czując w przy uchu jak bierze oddech i wypowiada dwa słowa, na co ja odpowiadam mu tym samym i teraz wiesz co?. obudziłam się tak wściekła jak chyba nigdy dotąd w życiu, nigdy. nie wiem tylko, że dlatego bo się obudziłam, czy dlatego, że to był sen, czy dlatego, że to sie nigdy nie zdarzy(co do tatuażu akurat takiego to sie bardzo ciesze, bo chce miec tam cos innego! a nie murzyna z rozpiętymi spodniami, no sorry bardzo, ale dzięki) naprawdę nie wiem z którego powodu. ale najpewniej z każdego z nich łącznie rzecz biorąc. miałam kiedys ten sen, ale teraz był o wiele bardziej rozbudowany. mogłabym prosić dalszy przebieg wydarzeń? proszę, prosze proszę, prosze proszę...

wtorek, 1 lutego 2011

Come back when you can

Ale nic już nie bedzię takie samo, nic już nie będzie łatwiejsze, naprawdę nic. Wypadałoby cieszyć się teraźniejszością, ze świadomością ''uśmiechnij się, jutro będzie gorzej'' ale dzisiaj też jest źle przecież. przecież jest źle. 
Okazuje się, że każdy potrzebuje poczuć od drugiego człowieka szacunek, uznanie, whatever ; najtrudniej jest tylko wtedy kiedy sami nie jesteśmy doceniani przez kogoś, co sprawia, że naprawdę mega trudno jest docenić wtedy drugą osobe. błędne koło się zaraz z tego zrobi.  
I nienawidzę jak takie dwa typki się na mnie gapią, po prostu myślałam, że oszaleję. naprawdę to było coś okropnego. tu moja okropna mordeczka -,- : 




tęsknie. naprawdę. szczególnie za takim małym brązowym, niegdyś rudym, kochanym stworkiem co zmienia kolor oczu i nosi czarny i panterkę. tęsknie...