piątek, 9 listopada 2012

When It Comes to be....well, I am not good enough.

Czuję jak bardzo jestem zablokowana teraz. Zdaję sobie sprawę, z tego jak wiele łez jeszcze się ze mnie nie uwolniło. Niech popłyną cichutko, a ja nie będę ich zatrzymywać. Spamiętam każdą z nich, pojedynczą i wszystkie razem. Na wspomnienie tego ciepłego dotyku, trwającego zaledwie dwie sekundy. To dwie sekundy, a wciąż czuje się jakby to było nieprzewane... Pieprzyk na prawej nodze, ktos to jeszcze zauwazyl? Dlaczego jak sobie coś umyślę to konkretnie muszę to zreazliować? Dlaczego nie umiem odpuścić? Czy moja walka nie będzie miała końca? Wiem, ze taki był zamysł, ale obawiam się, że znów nic nie wyjdzie, a ja będę cierpieć. To, ze się nie poddaje nie idzie w parze z byciem pozytywnie nastawiona, chociaz powinno, prawda?
Straciłam przyjaciółkę. Może jeszcze nie wszystko stracone, ale 2 lata mojej pracy, a ja wiecznie czuje sie w tej relacji gorsza...Zawsze, ale to zawsze byłam przekonana, że przyjaciel powinien Ci przypominac jak wspanialym jestes czlowiekiem, jezeli w to zwatpiles. Człowiek podświadomie potrzebuje zapewnień i pewnych ustaleń. Karma dała mi kogoś z kim rozmawiajac od niespełna 4 miesiecy, czuje sie jakbysmy znali się od małego. To dobra rekompensata, ale to nie zmienia faktu, że tęsknię.
Dzisiaj w ciagu kilku chwil wydarzyło się tak wiele i tak mało zarazem. Przepraszam, ale kogo to obchodzi?
Teraz już wiem, że nikogo.
Najsmutniejsze, ze gdybym zniknęła nie mając w planach powrotu, obawiam się, że nie zauważylbys.
Zostaną mi wspomnienia, ciepłej dłoni, wymuszonego wzroku, oparcia się pokusie dotyku, towarzyszące wszystkiemu temu te przyjemne zdenerwowanie.
To koniec. Albo czekam na cud, albo nie wiem co innego.  Mam ochotę zniknąć.
Niech moja ochota stanie się rzeczywistością. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Thanks!