niedziela, 6 marca 2011

a little girl...

Lubię popłakać rano w niedzielę, w okolicach godziny 10:20, jest to takie przyjemne, w porównaniu z płaczem piątkowym. 
Oczywiście, mogłabym niczego nie pokazywać, mówić, że wszystko jest okay, w porządku, nic mi nie jest. Tylko, że ilekroć samej sobie próbuje coś takiego wmówić, chwile potem na policzkach czuje coś mokrego, jeszcze moment, a na ustach zasmakuje słonawy płyn. Po prostu nie wychodzi mi, tak jakbym tego chciała.
Nie pytaj mnie też, jaka jestem, bo nie bedę umiała odpowiedzieć. Dla kogoś będę nikim, dla drugiej osoby, kimś kogo nigdy nie zobaczy. Mamy problem kiedy stereotyp o nas samych utarł się ze wzgledu na czyjeś zachowania i potoki słów pod naszym adresem. I ja tez chyba taki problem mam. A stereotypy bardzo ciężko jest zwalczyć. 
Niekiedy mam tak wielką ochote krzyczeć, iż dziwię się sama sobie, że targają mną aż takie silne emocje. 
Pewna bardzo mądra i wspaniała osoba uświadomiła mi też, że naprawdę boję się krytyki. Mam wrażenie, że chciałam się od dawna tego wyrzec. Jakże trudno wyrzec się prawdy, kiedy ona wraca, nawet bardzo często i przypomina o sobie. Myślę, że boje się jej z bardzo różnych względów. Bo kiedy słysze bądź czytam słowa krytyki, to wciąż nasuwa mi się na myśl, że nie potrafię być dobra, mimo, iż tak bardzo się staram, że nie potrafię pomóc ludziom, którzy tej pomocy tak naprawde potrzebują; że mi to stale nie wychodzi. Często wydaje mi się, że staram się wystarczająco, a potem ludzie mnie zostawiają, bez żadnych słów pożegnania. 
Czasami czuję, że jestem w nieodpowiednim miejscu ,o złym czasie, że nie powinno mnie być tu gdzie się znajduje. 
Chciałabym też dla kogos być naprawdę kimś ważnym, kimś, kto odgrywa w istnieniu drugiej osoby ważną role, jest potrzebny. to takie moje małe, pobożne życzenie. bo nie warto jest być 'nikim',  to tak jakby nie być wcale. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Thanks!