piątek, 11 lutego 2011

Permamentny stan.

Przecież wcale nie mam przygryzionej wargi, z której już wyczuwam krew, wcale a wcale o Nim  nie myślę i nie martwię się o to czy aby nie jest Mu źle, w ogóle nic nie obchodzi mnie czy jakoś sobie radzi czy nie, do głowy mi nawet nie przychodzi, aby się zadręczać czy 'wróci'. jaka szkoda tylko, że to same kłamstwa. Z dokładnością atomowej sekundy globalnej, to naprawdę tylko kłamstwa. Których nawet ja sama nie mam siły sobie wmówić. Przez granice niespokoinych krain płyną nowotwory szalonego gniewu. Miną wieki zanim On wróci. A ja, ja sama nie mam paranormalnych umiejętności żyć wiecznie, choć nie wiem czy nawet chciałabym. Cierpieć wiecznie to nie jest szczyt moich marzeń. Ale to on sprawia, że kiedy wtedy w niedziele, o 17 zadzwonił i zamiast się ze mną normalnie przywitać mówi, że nic nie pił mam taki uśmiech na twarzy, że nie sądziłam, iż można się tak szeroko uśmiechać. Samo to, że zadzwonił wtedy, spowodowało mimowolne przyspieszenie serca. a to tylko drobne szczegóły. przecież to nieistotne nawet jest. Nic nie jest już w tym świecie ważne. Nawet Twój przyjaciel może nie wiedzieć, że w piątkowe wieczory zawsze masz doła i właśnie wtedy jest potrzebny. I nie wie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Thanks!