wtorek, 22 lutego 2011

Ludzie się zmieniają...





















od około marca 2010 do lutego 2011. tutaj przykład mój, zmian zewnętrznych. Jednak wewnętrzne zmiany są o wiele wiele większe. a nawet dzisiaj byłam przez ten moment szczęśliwa szczęściem innej osoby, czego przed rokiem nawet nie dane mi było myśleć o czymś takim. I to właśnie rok temu poznałam tego małego rudego stworka, z którym teraz mi nie najlepiej. W kwietniu zaś On się napatoczył, w lipcu chciałam jechać do Solca, 9 sierpnia zaś 'kolekcja powiększyła się'. We wrześniu, też, o jedną osobę, która teraz jest mi niesamowicie ważna, jestem jej mega wdzięczna za ten poświęcony dla mnie czas, za wszystkie słowa, nawet te które niekiedy miałam za złe. Mam nadzieję, że zobaczymy się w wakacje. 
Nazywam ich kolekcją, bo oni wszyscy, również każdy z osobna jest wyjątkowy, niepowtarzalny, niesamowity. A ja sama wśród nich, jestem zupełnie nikim. Możnaby uznać, że bardzo się różnimy, ale to właśnie im od czasu do czasu udawało się znaleźć dla mnie czas i dzielić akurat ze mną, pewne chwile. Nie wyobrażam sobie ubiegłego roku inaczej, niż w ich 'towarzystwie'. Nie mam pojęcia co mogłabym robić. Nawet nie jestem ciekawa jak wyglądałoby wtedy moje życie. nie, nie jestem. Zastanawiam się i dochodzę do wniosku, że raczej niczego nie żałuje. Może mogłam postawić siebie w zupełnie innym, lepszym świetle, jednak myślę, że mimo to wszechmogący internet to wtedy okropnie kłamałabym. I sądzę też, że to dobrze jak oni wiedzą, że wcale nie zawsze jestem taka miła, cudowna, pomocna czy kochana, o ile kiedykolwiek można byłoby przypisać mi którąkolwiek z tych cech. 
Dziękuję nie tylko im, ale także sobie, że zaszło we mnie tyle zmian, że potrafię teraz przeżywać wszystko w sobie, w środku nie wylewając głupot na fbl jak skończona idiotka.  Być może 3/4 osób z mojej kolekcji, tak ocieka kłamstwem, że mogłabym chcieć uciec - jest mi stosunkowo dobrze. mogą nawet kłamać. 
Rzadko, ale jednak, zdarza mi się tęsknić za tym prawdziwym światem. Mimo wszystko świadoma byłam wszystkich możliwych scenariuszy. Na pewno, któryś z nich się właśnie realizuję. 
Nie żałuję nawet, że Go poznałam, jestem wręcz losowi niesamowicie wdzięczna, bo nauczył mnie czekać wytrwale, doprowadzał do łez szczęścia, do bólu policzków podczas rozmów od uśmiechania się. Nauczył mnie też radzić sobie z nowym rodzajem bólu, który wcale nie zelżał, tylko może to właśnie ja sama stałam się nieco silniejsza. Nie jestem na siebie nawet zła za to uczucie do Niego. A nawet z jednej strony to dobrze, że nie 'znamy się' ''normalnie''. Nie jestem masochistką ale dawkował i dawkuje mi odpowiednią dawkę bólu. Przynajmniej nie mam czego przywoływać do swoich myśli... 
Mijają dwa miesiące już niemal odkąd ostatni raz go słyszałam, ale wciąż nie wypowiem za nic na głos  
 ''Żegnaj''

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Thanks!